Czy jesteś jedną z tych osób, która kojarzy Berlin wyłącznie z Love Parade?
A może tylko z Murem Berlińskim, czy Bramą Brandenburską i piosenką „Berlin Zachodni”?
Jak popytać ludzi , czy posurfować w sieci, obraz Berlina zmienia się diametralnie – w nowoczesną, wyznaczającą trendy, pełną nietuzinkowo myślących ludzi, metropolię multikulti.
Jeśli Berlin wyznacza najnowsze trendy i mody, to nie mogło tu zabraknąć także Urban Gardening – ogrodnictwa miejskiego.
Ogrody społeczne w Berlinie są i mają się świetnie.
Jeden z nich – Prinzessinnengärten (Ogrody Księżniczek) – okazał się być takim sukcesem, że zaskoczył totalnie swoich pomysłodawców i mieszkańców Berlina.
Mega metamorfoza – witamy w Berlin Kreuzberg dla księżniczek
W 2009 roku 2 chłopaków – Robert Shaw i Marco Clausen postanowiło stworzyć ogród społeczny w dzielnicy Berlina – Kreuzberg na zdewastowanym, asfaltowym placu – parkingu wielkości boiska.
Poniżej: zdewastowany, opuszczony plac w Berlin Kreuzberg, czyli ogród społeczny przed metamorfozą
.
Od samego początku kierowali się ideą ekonomii społecznej – chcieli, by ogród zarabiał.
Zdawali sobie sprawę, że sprzedaż warzyw na pewno nie przyniesie zysku, zaplanowali więc, że otworzą małe bistro, które będzie przygotowywać dania z roślin wyhodowanych w ogrodzie.
„Zieloni Nomadzi” (bo tak nazywa się ich organizacja non-profit) realizują ideę ogrodu mobilnego. Wszystko, co znajduje się w Prinzessinnengärten jest w skrzynkach, workach, pojemnikach, co oznacza, że może być przeniesione w inne miejsce w dowolnej chwili.
Nomadyczność zieleni rozwiązała problem super kosztownego przygotowania nawierzchni. Nie zdzierano asfaltu i nie odgruzowano placu – po prostu wszystko zaczęto hodować na nim.
Dzieje się:
Pojawiają się pierwsze skrzynie na berlińskim placu:
W ogrodzie społecznym witamy Wszystkich:
Pierwsze efekty już rosną:
.
Jak przestać się martwić i zacząć żyć
Robert i Marco odkryli, że ogród społeczny leczy stres, nerwicę i depresję. Okazało się, że pomysł i miejsce przyciągnęły tylu ludzi, że Prinzessinnengärten zaczął się robić dosłownie sam.
Robert Shaw przy pracy:
Wyobraź sobie pracę w ziemi, w zieleni, na świeżym powietrzu, w ciszy.
Wyobraź sobie radość bycia razem oraz działanie w materii przyrody, która z samej swej natury wymaga spokoju, cierpliwości i wyluzowania…
– Wszystko to sprawia, że chce się być takim miejscu.
Założyciele ogrodu podkreślają magię ogrodu społecznego – to jak przyciąga i integruje mniejszości wykluczone, żyjące dotąd na marginesie społeczności – w tym wypadku muzułmańskie kobiety, które według Roberta i Marco dosłownie zbudowały ten ogród.
.
Praca w Berlinie dla Polaków
W Ogrodzie, który jest już obecnie miejską mobilną farmą (urban mobile farm) hoduje się warzywa i owoce organiczne, na naturalnych nawozach, w pojemnikach i skrzyniach z odzysku, stosując zrównoważone rolnictwo.
.
Bardzo szybko otwarto – także mobilne – bistro oraz zaczęto organizować miłe spotkania „wokół jedzenia”.
Obserwując to co się dzieje w Berlinie – jak dokonano czegoś naprawdę wspaniałego z „niczego”, Polacy powinni wykonać przede wszystkim mozolną pracę zmiany swych sposobów myślenia.
Zainspirować się.
Zrezygnować z wiecznego „nie da się”, „nie można”, „nie wolno”, „to za trudne”, „zdecydowanie za drogo”, „może kiedyś”, „tak, ale proszę przygotować 525 dokumentów – koniecznie z pieczątkami!” oraz „nikt nie da wam na to pieniędzy”.
Prinzessinengarten łamie wszelkie schematy – o wandalizmie, o „beznadziejnych sąsiadach”, o „nieopłacalności” i bezsensie takiego działania.
Berlin to nie California, Berlin to nie Bali, ani nie Madera.
Berlin jest tuż za rogiem.
Jeśli im się udało, to nam też.