2 Sposoby na nudę na Kaszubach
Jak sobie poradzić z nudą? Internety podają wszelakie zestawienia, listy zadań i sposoby.
Trochę przerażają mnie te, gdzie autor bloga zachęca do grania w gry online, czy wkręcenia się w kilka nowych seriali / podcastów / kanałów YouTube oraz porządkowanie plików na komputerze…
Dla osób, których nie porwały powyższe propozycje mamy alternatywę.
Zwłaszcza jeśli masz blisko Kaszuby, lub wiesz, że niebawem będziesz kręcić się w ich okolicy.
Kukurydza, Kaszuby i labirynt
Czy to brzmi wystarczająco dziwnie?
Wyobraź sobie miejsce, które mógłby stworzyć Szalony Kapelusznik.
Zamiast niego, co roku wizje pewnego niezwykłego faceta (Adrian Fisher), w życie wciela znana polska projektantka ogrodów – Agnieszka Hubeny-Żukowska z Pracowni Sztuki Ogrodowej.
Labirynty pośrodku Kaszub – w Blizinach – są dwojakiego rodzaju – drewniane i te wycięte w kukurydzy.
Wygląda to dokładnie tak:
Oraz tak:
Co roku w kukurydzy wycięty jest inny wzór. Rakieta to labirynt z zeszłego lata.
W tym roku Adrian Fisher zaproponował jeźdźca – kowboja z Dzikiego Zachodu – oto on z lotu ptaka:
Uspokajam – w labiryntach jest mnóstwo atrakcji – gry, gry, gry i jeszcze raz gry.
Zgadywanie, krzyżówki, łamigłówki… – o różnym stopniu trudności
Twórczyni tego niezwykłego miejsca zadbała o to, by nie nudziło się gościom w żadnym wieku.
Gimnastyka dla nóg, błędnika i szarych komórek.
Na własne oczy widzieliśmy jak dzieciaki wychodzą z płaczem :), a dorośli z nosem na kwintę (że to już koniec).
Powyżej jeden z beneficjentów labiryntu w stylu Dzikiego Zachodu.
Poniżej widok na labirynty z drugiej strony drogi.
Gdy gry online nie cieszą jak kiedyś
No właśnie. Zakładamy, że i ta chwila może kiedyś nadejść…
A tak poważnie – ogrodowe gry i zabawy znajdziesz w innym odlotowym miejscu pośrodku niczego, a mianowicie we wsi Zgorzałe – i to na samym jej końcu.
Para na życie i do ogrodu – Kasia i Andrew Bellingham – założyli przepiękny ogród kwiatowy, warzywny, ziołowy, gdzie wszystko rośnie na naturalnie, z zachowaniem zasad permakultury.
Oto jak pięknie witają nas od progu:
Piszemy o tym miejscu nie tylko dlatego, że jest po prostu bardzo ładne.
Piszemy, bo stanowi pewną odmianę ogrodu społecznego – można przyjechać latem w każdą środę i sobotę, a wiosną i jesienią – w soboty, by sobie po prostu i najzwyczajniej w świecie pobyć w tym miejscu… kupić dorodne jarzyny z warzywnika, napić się kawy z termosu Kasi i zjeść domowego ciasta.
Prawda, że dobrze to brzmi?
Górny ogród – przy domu, podzielony jest na ogrodowe „pokoje” wypoczynkowe.
Malownicze badyle, ławeczki, płotki z wikliny i las dokoła…
Goście mile widziani, atmosfera swojska, leniwa…
Każda ścieżka, każdy kącik ogrodu to doskonały widoczek sam w sobie.
Trudno tu zrobić brzydkie zdjęcia, gdy nawet ścieżki wyglądają jak po kuracji fotoszopem:
Pszczoły, trzmiele, motyle ucztują.
I tylko szkoda, że na zdjęciu nie słychać jeszcze świerszczy…
Wkraczamy do jednego z trzech salonów ogrodowych.
Zachwyca prostota wykonania – chociażby furtki, która mimo, ze sklecona z kilku patyków, stanowi wyjątkową dekorację i tworzy klimat miejsca.
A to widok, gdy przejdziemy przez furtkę i obrócimy się za siebie:
Dolny ogród.
Pachnące. dojrzewające pomidory. Ślinka cieknie i wracają wspomnienia z dzieciństwa i wakacji na działce i Dziadków:
Szaleństwo jarmużu i kapusty we wszystkich dostępnych chyba wzorach i odcieniach zielonego.
Rośnie tu nawet z powodzeniem włoski jarmuż – delikatniejszy od naszego miejscowego. Pani Kasia wyjaśniła, że jest to możliwe ze względu na mikroklimat ogródka – w dolince, otoczony zewsząd drzewami i krzewami – mimo polskich mrozów jarzynkom jest wystarczająco ciepło.
I właśnie gdzieś pomiędzy jarmużami osiedlił się gigantyczny świerszcz. Podobno jest tu zawsze.
Czy już go widzisz?
W tym ogrodzie wszystko jest wielkie, soczyste, dorodne, za duże i potwornie apetyczne.
Nawet nasturcje posiane „byle jak” przy szklarni dają po oczach.
Stoimy na granicy – górny ogród przed nami, warzywnik i szkółka za nami.
Po lewej widać skrawki przekopanej ziemi – to nowe grządki. Ogród się rozrasta, pączkuje i mnoży.
Nawet tegoroczne majowe mrozy i śniegi nie zrobiły na nim wrażenia.
A za wiklinowym płotkiem szumi las i łąka.
Rośliny tak kochają to miejsce, że postanowiły rosnąć absolutnie wszędzie, gdzie się da.
Widok z jednej z ławeczek.
A ileż skarbów czeka na wprost!
Znajdź serduszko 🙂
… i jeszcze jedno 🙂
Marzymy o tym, by coś równie pięknego stworzyć w Sopocie.
Kawa, ciasto, grill i wieżowiec dla zapylaczy.
Dziewanna, lubczyk (to te wielkie kopry, tak!), rumianek i mnóstwo innych pomijanych, często niedocenianych naszych swojskich roślin, polnych ziół, troszkę takich „chwastów”.
Nie trzeba nie wiadomo jak drogich, egzotycznych kwiatów, by stworzyć rajski zakątek – ze złota, bieli i żółcieni.
Ogrody Matki Natury dają radę
A na koniec – piękno łąk i pól.
Niekończące się gry w zielone.
Kompozycje doskonałe: